Samochód elektryczny nie tylko dla dzieci 1(1)2018-5
Niedawno robiłem przegląd słów kluczowych wpisywanych w wyszukiwarce Google w kontekście elektromobilności. Miałem okazję podejrzeć, czego najczęściej szukają internauci w Polsce i jakich pojęć używają, żeby to znaleźć. Ku mojemu zdziwieniu fraza „samochód elektryczny” była zazwyczaj kojarzona z pojęciem „samochód dla dzieci”. Czyżby dorosłej osobie nie wypadało poruszać się samochodem na baterie? Spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie, dla kogo naprawdę są dzisiaj produkowane samochody elektryczne.
Samochód elektryczny tylko dla ekologów?
Ze względu na walory ekologiczne samochodów elektrycznych dość często tego typu pojazdy cieszą się uznaniem wśród miłośników ochrony środowiska. Bardzo szybko powstał więc stereotyp, według którego kupno auta elektrycznego przez zwykłego Kowalskiego nie jest uzasadnione. Żeby zdecydować się na taką absurdalną inwestycję, trzeba być pasjonatem elektryczności, ekologiem, albo po prostu szaleńcem.
Muszę w tym momencie stanowczo zaprotestować. Pojazd elektryczny może być doskonałym narzędziem w rękach ekologów w skali gospodarki ogólnokrajowej. Jeśli zadbać o rozwój odnawialnych źródeł energii, ruch tego typu pojazdów może powodować znacznie mniejszą emisję substancji szkodliwych. Tymczasem we współczesnych polskich realiach produkcji prądu (głównie z węgla) pojazd zasilany prądem nie poraża walorami ekologicznymi. Pozostaje więc wciąż aktualne pytanie: dla kogo jest samochód elektryczny?
Dla zwykłego Kowalskiego?
Przeciętny kierowca potrzebuje dojechać rano do pracy, potem odwiedzić kilka miejsc, a następnie wrócić samochodem do domu. Czy auto elektryczne jest dedykowane dla takiego sposobu użytkowania? Coraz częściej tak, ale wciąż zależy to od kilku istotnych szczegółów.
Jednym z nich jest przejeżdżany dystans na jednym ładowaniu. Współczesne pojazdy zasilane z akumulatorów mogą przejechać realnie od 100 do 200 km. Przy założeniu, że każdej nocy samochód jest ładowany, pozostaje odpowiedź na pytanie, czy w ciągu dnia przejeżdżany dystans będzie większy. Dodatkowo warto wziąć pod uwagę stopniowy spadek właściwości użytkowych akumulatorów. Przyjmuje się średnio, że na dystansie 100 000 km (eksploatacja przez około 5 lat) ich pojemność zmniejszy się od 20 do 30%. Po przejechaniu kolejnych 100 000 km pozostanie nam od 60 do 70% pierwotnej pojemności. Jeśli więc nowym samochodem przejeżdżaliśmy 120 km bez ładowania, po dziesięciu latach eksploatacji będziemy w stanie przejechać nim około 78 km. Sprawę utrudnią nam zimowe mrozy, które zmniejszą dystans średnio o kolejne 30%. Oznacza to, że po dziesięciu latach zimą realny dystans na jednym ładowaniu będzie wynosił nieco ponad 50 km. Oczywiście, jeśli wybierzemy samochód z „górnej półki”, ów dystans może być nawet dwukrotnie większy.
Czy takie możliwości odpowiadają przeciętnej eksploatacji przez kierowców dojeżdżających do pracy? Zazwyczaj tak. Pozostaje kwestia dostępu do przyłącza elektrycznego w pobliżu miejsca, gdzie parkuje samochód. Alternatywnym rozwiązaniem zasilania naszego pojazdu są szybkie ładowarki, które pozwalają na „zatankowanie” akumulatorów w około 20 minut. Na powszechność tego systemu w Polsce będziemy jednak musieli zaczekać.
Samochód elektryczny dla gadżeciaży?
Oczywiście nie tylko zasięg samochodu stanowi kryterium oceny jego funkcjonalności. Komfort jazdy może i nie odbiega od poruszania się samochodem spalinowym. Koszty energii elektrycznej bywają wyraźnie mniejsze niż koszty klasycznego paliwa. Prędzej czy później dotrzemy jednak do kluczowego pytania, które uderza w nabywcę samochodu. Czy auto elektryczne nadaje się dla „prawdziwych mężczyzn”?
Okazuje się bowiem, że samochód jest czymś więcej, niż tylko środkiem lokomocji, który ma sprawnie przetoczyć się od punktu A do punktu B. We współczesnej kulturze stał się czymś, co ociera się o dzieło sztuki. Kształt nadwozia ma być nie tylko funkcjonalny – ma być piękny! Pomruk silnika, jakkolwiek subtelny i wyważony, ma powodować dreszcze na ciele. Jazda ma nie być zwykłym przetaczaniem się. Sposób poruszania się samochodu, jego przyspieszanie, zachowanie w zakrętach – mają dostarczać tej trudnej do opisania przyjemności.Czy pojazd na baterie jest w stanie jej dostarczyć?
Chyba właśnie dlatego najwięksi producenci aut elektrycznych odeszli kilka lat temu od promowania swoich osiągnięć w formie małych, lekkich samochodzików o typowo miejskim charakterze. Zamiast tego zaczęli prezentować wielkie, ciężkie bestie. Niektóre z nich przyspieszają od 0 do 100 km/h w niewiele ponad 2 s (wiecie, o jakim samochodzie mówię, prawda). A wszystko po to, żeby pokazać, że samochód elektryczny może mieć swój niepowtarzalny charakter. Nie musi w tym celu naśladować dźwięków silnika spalinowego. Pokazuje za to, że jego własne zalety, jak idealna charakterystyka momentu obrotowego, czy bezszelestna praca – są wystarczające, by konkurować w kategorii samochodów dla „prawdziwych mężczyzn” (kimkolwiek oni są).
Dla kogo jest w takim razie samochód elektryczny?
Powoli kończy się stereotyp, według którego szanujący się człowiek nie powinien wsiadać do pudełka na baterie. Bo może się okazać, że owo pudełko porusza się dużo bardziej dynamicznie, niż wszystkie samochody w okolicy, a do tego jego eksploatacja jest znacznie prostsza i tańsza niż ma to miejsce w przypadku samochodów spalinowych. Nabywcami pojazdów elektrycznych mogą być zarówno fani elektryczności, ekolodzy i szaleńcy, ale również zwykli ludzie, którzy dojeżdżają codziennie do pracy, podróżują po mieście i uwielbiają cieszyć się dynamiczną jazdą – zupełnie jak dziecko.