Samochód elektryczny w Afryce! 1(1)2018-6
Arkady Paweł Fiedler podróżnik, fotograf i producent filmowy, a przy tym pasjonat motoryzacji. Podróżuje tak jak jego ojciec Arkady Radosław Fiedler oraz dziadek Arkady Adam Fiedler, który jest autorem wielu książek podróżniczych oraz „Dywizjonu 303”.
We wrześniu 2014 roku przejechał Fiatem 126 p ponad 16 tys. km. przez Afrykę, a już na początku lutego wybiera się tam ponownie. Jednak tym razem przejedzie przez zachodnią Afrykę samochodem w 100% elektrycznym!

Anna Skarbek-Żabkin: Na swoim koncie podróżnika ma Pan już wyprawę do Afryki. Jednak wtedy był to spalinowy Fiat 126 p. Dlaczego tym razem wybrał Pan samochód elektryczny?
Arkady Paweł Fiedler: Głównym bodźcem jest chęć podróżowania. Jestem podróżnikiem, którego kusi to co nieznane, a zupełnie nieznanym jest samochód elektryczny w Afryce. Chcę sprawdzić, czy da się przejechać takim samochodem cały kontynent, jak zostanie taki samochód odebrany, jak będą reagować ludzie, których spotkam na swojej drodze i czy ja sobie poradzę z tą trasą, szukając miejsc do ładowania. Jako podróżnik podchodzę do tego bardzo osobiście.
Moim hobby są samochody klasyczne i takim hobby pozostaną, ale przyszłość motoryzacji jawi się zupełnie inaczej. Staram się być człowiekiem otwartym. Samochody elektryczne obserwuję już od 2011 roku. Mieszkając w Londynie, miałem sąsiada, który posiadał Nissana Leafa. Wtedy sytuacja wyglądała podobnie jak dzisiaj w Polsce. Nie było tam infrastruktury do ładowania samochodów. Przedłużacze ciągnięte były z pierwszego piętra, aby naładować samochód. Wszystko to obserwowałem z zaciekawieniem. Obecnie w miejscu, gdzie sąsiad ładował samochód za pomocą przedłużaczy, są gniazdka zrobione w lampach ulicznych. Tam jest to już normalność. Dotarło to w końcu do Polski i dopiero raczkuje, więc doszedłem do wniosku, że warto patrzeć w przyszłość ekologiczną. Zwłaszcza że w zimą w polskich miastach nie da się oddychać. Moim zdaniem elektromobilność to krok w dobrym kierunku. Ważne aby jednostka, człowiek taki jak ja, zauważył, że samochody elektryczne są bodźcem ku lepszemu powietrzu. Mam nadzieję, że pokażę, że da się przejechać takim samochodem Afrykę. Wydaje się to nieprawdopodobne, ponieważ tam nie ma stacji ładowania. Jadę przez pustkowia, mając ograniczony zasięg samochodu. Sama infrastruktura elektryczna nieraz jest w opłakanym stanie. Dlatego, jeśli uda mi się tego dokonać, może przekonam kogoś do takiego samochodu.

Źródło: Arkady Paweł Fiedler
ASŻ: Zatem celem jest nie tylko podróż przez Afrykę, ale też promocja elektromobilności.
APF: Oczywiście tak. Z jednej strony jest to podróż i jej pionierski charakter, współczesne odkrywanie, zrobienie czegoś po raz pierwszy, a z drugiej strony chciałbym przekonać ludzi, że samochody elektryczne dobrze funkcjonują i jeżdżą nawet w te długie trasy.
ASŻ: Gdzie będzie Pan ładował samochód i czy zabezpiecza się Pan, biorąc np. agregat prądotwórczy?
APF: Agregatu nie biorę. Waży on mnóstwo kilogramów, a każdy kilogram więcej to jest dla mnie mniejszy zasięg. Będę walczył nieraz o każdy kilometr zasięgu. Oczywiście największym wyzwaniem będzie ładowanie samochodu podczas tej podróży. Większość trasy biegnie przez miejsca, gdzie prądu się spodziewam. Samochód elektryczny ma tę zaletę, że praktycznie każdy dom, zakład, fabryka, kościół jest potencjalnym miejscem, gdzie można tę energię zdobyć. Nie trzeba szukać stacji benzynowej. W Afryce jest trochę trudniej, ponieważ nieraz są duże przestrzenie między osadami oraz małe tradycyjne wioski. Często trzeba przejechać wiele kilometrów, żeby dojechać do miejsca, gdzie jest elektryczność. Na szczęście tak układam trasę, aby zawsze po 200 km dotrzeć do miejsca, w którym mogę się spodziewać gniazdka elektrycznego. Nieraz będzie to prąd pochodzący z agregatu z tego względu, że czasami całe wioski są zasilane za pomocą takich urządzeń. Ale to będzie znaczna mniejszość. Istotna jest jakość tych gniazdek. Głównie planuję ładować auto ze zwykłych gniazd 220 V, których będę używał przez noc. Problem polega na tym, czy gniazdko będzie odpowiednie, czy ładowarka zadziała, czy prąd w gniazdku będzie odpowiedni, czy instalacja elektryczna w tym miejscu będzie właściwa. To są wyzwania, które stoją przede mną. Oczywiście muszę być przygotowany na różne rodzaje gniazdek. Dlatego różne przejściówki, kable, przedłużacze jadą razem ze mną.
ASŻ: Na podkarpaciu przerwy w dostawie prądu, czy też spadki napięcia, zdarzają się dość często. Czy sprawdzał Pan, jaki jest stan sieci przesyłowych wzdłuż zaplanowanej trasy?
APF: To na pewno zdarza się znacznie częściej niż na podkarpaciu. W takim przypadku mogę jedynie uzbroić się w cierpliwość i czekać. Oczywiście jadąc, nie mam zaplanowanych wszystkich miejsc, w których się zatrzymam. W kilku miejscach zaplanowałem postój, jednak większość jest mi nieznana. Tutaj liczę na ludzi, których spotkam, mieszkańców, którzy wskażą mi gniazdko: czy to siłowe – wtedy lepiej, czy też zwykłe. Ale to na mieszkańcach będę polegał. I to jest też element tej podróży, który mnie niesamowicie fascynuje. Związek z ludźmi, którzy nie mieli jeszcze z czymś takim do czynienia, a tu nagle pojawia się ktoś, kto nie chce zatankować samochodu, a go naładować i może to zrobić tylko wtedy, gdy oni mu wskażą gdzie może to zrobić. Jeśli mi nie pomogą, wtedy stoję i się nie ruszam.
ASŻ: Jaką trasą będzie Pan jechał?
APF: Podróż zaczyna się w Kapsztadzie. Lecę tam 6 lutego, przylatuję 7 lutego. Odbieram samochód, mam nadzieję, w przeciągu kilku dni i rozpoczynam podróż na północ do Europy. Zamierzam przemierzyć zachodnią Afrykę. Zaczynam oczywiście w RPA potem Namibia, Angola, Demokratyczna Republika Konga, Kongo, Gabon, Kamerun, Nigeria, Benin, Togo, być może Ghana, Burkina Faso, Mali, Senegal, Mauretania i Maroko. Z Maroko przedostaję się do Europy: nie wiem jeszcze, do jakiego portu – i stamtąd ruszam do Poznania.

Źródło: Arkady Paweł Fiedler
ASŻ: Jakiej nawierzchni spodziewa się Pan na trasie?
APF: Przeróżnych nawierzchni. 80% może 85% to będzie asfalt, często dziurawy ale jednak asfalt. Ale będą też odcinki szutrowe. Jeżeli spadnie deszcz, będzie błoto. Takie drogi będą też wyzwaniem. Jeśli np. w Kongo spadnie deszcz, to sama droga stanie się wyzwaniem, nawet walką. Na to też oczywiście się przygotowuję. Na szczęście w większości wiem, czego się spodziewać i jak sobie z tym radzić na takich drogach. Ale może się też tak zdarzyć, że droga mnie zatrzyma na jakiś czas.
ASŻ: Ile czasu zajmie Panu przejechanie zaplanowanej trasy ?
APF: Chciałbym się zmieścić w czterech miesiącach. Przebiegi dzienne planuję na ok. 200 km. Ten samochód ma zasięg do 250 km. Przy bardzo oszczędnej jeździe udawało mi się nawet osiągnąć zasięg 270 km ku zaskoczeniu wielu. Mam zaplanowanych kilka dni buforowych, ale mam nadzieję, że zmieszczę się w zaplanowanym czasie. Wbrew pozorom to nie jest zbyt dużo czasu nawet dla samochodu spalinowego, bo chcę zwiedzić niektóre miejsca. To jest nie tylko przejazd, ale też odkrywanie miejsc, w których się wcześniej nigdy nie było.
ASŻ: Mówi Pan o zasięgu samochodu, ale czy w tym jest uwzględnione używanie klimatyzacji? W lutym w Afryce temperatury przekraczają 30°C.
APF: Nie planuję używać klimatyzacji. Klimatyzacja ogranicza niestety zasięg i zużywa energię.
ASŻ: Dużo osób zastanawia się, czy jedzie Pan sam, czy ktoś jednak będzie Panu towarzyszył?
APF: Towarzyszy mi Albert Wójtowicz, fotograf i operator. Jego zadaniem jest dokumentacja fotograficzna i filmowa całej podróży. Mam dla niego oczywiście miejsce w samochodzie. Samochód jest duży. W maluchu pewnie by się nie zmieścił. Albert pracował już ze mną przy projekcie „Po Drodze” związanym z Maluchem. Pracował w Afryce i w Azji.
ASŻ: Jak wyglądały przygotowania do tej wyprawy i czym różniły się od poprzednich?
APF: Przygotowania mają właściwie kilka płaszczyzn. Z jednej strony są to przygotowania tradycyjne, czyli poznanie i zaplanowanie trasy, załatwienie spraw formalnych mi.in. wizy, których załatwienie zabiera niesamowicie dużo czasu. Trzeba wiedzieć, czego się spodziewać, jadąc samochodem, bo samochód jednak jest pewnym obciążeniem. Najłatwiej mieć plecak na plechach i w ten sposób podróżować. Samochód generuje dodatkowe koszty, potrzebne są dokumenty i pojawiają się jeszcze inne problemy. Wiele państw ma odmienne regulacje prawne związane z wjazdem i na to wszystko muszę być przygotowany. To są takie przygotowania, jak do każdej wyprawy samochodem tradycyjnym. Z drugiej strony muszę przygotować się do jazdy samochodem elektrycznym, bo ta podróż będzie wyglądać zupełnie inaczej. Na czymś innym muszę się skupiać, bo jest to de facto podróż od gniazdka do gniazdka. Oczywiście dla mnie bardzo istotne było poznanie samochodu. Jeżdżę tym samochodem od czerwca. Przejechałem już ponad 10 000 km. Bardzo mi zależało na tych 10 000 km. żeby się nauczyć oszczędnej jazdy bo nie mogę się spieszyć, nie mogę gnać, tylko jechać tak, aby dojechać. I tego się uczyłem. To była duża część przygotowań. Przygotowywałem się też pod kątem instalacji elektrycznych. Przeszedłem nawet kurs elektryczny, bo nieraz będę musiał zaglądać do instalacji, żeby się do nich podłączyć. Różne rzeczy mogą mnie spotkać po drodze, więc zabieram ze sobą cały zestaw kabli, gniazdek, przejściówek, które mogą mi się przydać. Najfajniej byłoby, gdybym mógł się po prostu podłączyć za każdym razem do gniazdka, naładować i jechać dalej, ale przygotowany muszę być na wiele ewentualności.
Źródło: Arkady Paweł Fiedler
ASŻ: Czego Panu życzyć na niecały miesiąc przed wyprawą?
APF: Energii i życzliwych ludzi.
ASŻ: Tego Panu życzymy! Dziękuje bardzo za rozmowę.
APF: Dzięki.

Electric Explorer African Challenge wkrótce się rozpocznie, zapytaliśmy więc Arkadego o szczegóły tej niezwykłej wyprawy.